Jednopartówka - "Wiara w miłość."


Jednopartówka
„Wiara w miłość.”

Chodziły od sklepu do sklepu przeciskając się przez zatłoczone centrum handlowe. Ich celem było dotarcie do sklepu z sukniami. Już z daleka widziały witrynę, na której widniało wiele pięknych kreacji. Nie wiele myśląc weszły do sklepu i od razu zaczęły przeszukiwać regały.
- W tej było by ci ślicznie. – powiedziała różowo włosa pokazując przyjaciółce długą sukienkę o odcieniu delikatnego błękitu. – Pomyśl tylko. Ty w tej sukience, a obok ciebie Shika w tym jego czarnym garniturze.
- Sakura…- zaczęła nie pewnie blondynka. – Ja i Shikamaru… my… nie jesteśmy już razem. Nie chciałam mówić ci tego przed ślubem. Gome. – szepnęła. W jej niebieskich oczach pojawiły się łzy. Wpatrywała się w zaskoczoną zielono oką, z której nagle wyparował cały entuzjazm spowodowany jej rychłym za mąż pójściem. Fakt do ślubu zostały już tylko trzy tygodnie. Zarezerwowana sala, zaproszeni goście… wszystko dopięte niemal na ostatni guzik.
- Jak to? – zapytała zdziwiona. – Co wam do cholery odbiło?!
- To mi odbiło. Miałam… miałam romans z innym. – zatkało ją. Zawsze miała Ino i Shikamaru za parę doskonałą. Rozumieli się bez słów, nigdy się nie kłócili.
- Boże Ino. – jęknęła - Przecież Shikamaru był dla ciebie dobry, zawsze chodził z tobą tam gdzie chciałaś, był przy tobie w każdej nawet najgorszej sytuacji, dawał ci wszystko.
- Dawał… - przyznała z rezygnacją. Już nie kryła łez. Słone potoki płynęły po jej zaróżowiałych policzkach. – A jednak Sai’owi udało się zaciągnąć mnie do łóżka. I to nie jeden raz.
- Ino ty chyba zwariowałaś! – krzyknęła. – Nie… gorzej zakochałaś się.
- Sakura zrozum. Miałam już dość tej monotonii. Co dziennie to samo. Śniadanie, praca, powrót do domu, obiad, wyjście na miasto lub na spacer, kolacja… ile można? A Sai? On dał mi coś, czego już dawno mi brakowało. Ten dreszczyk emocji, znów te uczucie walki o drugą osobę… - powiedziała. Nie wytrzymała. Nie mogła tak po prostu stać i słuchać jak blondynka mówi w ten sposób o jej przyjacielu. Sukienka, którą do tych czas trzymała w rękach upadła na podłogę. Ze łzami w oczach wybiegła ze sklepu zostawiając osłupiałą przyjaciółkę samą.

*

Błąkała się bez celu po mieście. Kilka minut wcześniej rozmawiała z narzeczonym i uzgodnili, że obiad zjedzą razem w domu. Szła długą aleją prowadzącą przez pobliski park. Dopiero po chwili zauważyła pary i rodziny z dziećmi chodzące dokoła niej. W pewnej chwili zatrzymała się i dotarła do niej smutna prawda. Przypomniała sobie wszystkie pary, którym się nie udało, między innymi jej rodziców, którzy rozwiedli się, kiedy miała pięć lat. Nagle ogarną ją strach, przerażenie, bo przecież ona właśnie pakowała się w to samo! Za trzy tygodnie miała przysiąść, Naruto wierność, aż po grób, ale czy to wszystko ma sens? Nawet nie spostrzegła, kiedy stanęła przed drzwiami do ich wspólnego mieszkania. Przekroczyła próg pomieszczenia i od razu do jej nozdrzy doleciał słodki zapach gotowanego właśnie przez jej narzeczonego obiadu. Mężczyzna podszedł do niej i pocałował na powitanie.
- Hej, co jest? – zapytał, kiedy już się od siebie odkleili.
 - Nic tylko… a zresztą opowiem ci przy obiedzie.
- W takim razie siadaj, już nakładam. – powiedział. Po chwili przed różowo włosą pojawiło się kilka zachęcająco pachnących potraw. Od razu wzięła do ręki pałeczki i zaczęła jeść, a w między czasie opowiedziała niebiesko okiemu, co się stało.
- Faktycznie przykra sprawa, ale musisz zrozumieć, że nie możesz się tak wszystkim przejmować. Zresztą znasz Ino nie od dziś. Wiesz, że ona sama nie wie, czego chce.
- Nie o to chodzi. – odparła z rezygnacją. – Ty nic nie rozumiesz. Ich związek był dla mnie czymś nie rozerwalnym, jedyną pewną rzeczą na tym okrutnym świecie. I w ogóle statystyki są przerażające… Naruto czy ty sądzisz, że warto robić całą tę komedię ze ślubem…?
- Czy ty mi właśnie proponujesz żebyśmy wszystko odwołali?
- Ja… sama nie wiem… - wzruszyła ramionami. Tak naprawdę chciała, żeby zapewnił ją, że z nimi będzie inaczej, że im się uda…
- Jak chcesz kochanie, tylko zastanów się nad tym dobrze? – zapytał, po czym wyszedł z kuchni. Załamana powlekła się do łóżka i padła na nie jak kłoda. Słyszała jak blondyn wchodzi do łazienki, bierze prysznic i siada przy komputerze w sąsiednim pokoju. Zachowywał się tak jak by nigdy nic. Wtedy ogarnęły ją wątpliwości. Może on od początku nie chciał tego ślubu? Może zdecydował się na wszystko tylko dla niej i jego rodziców, którzy od początku ją polubili? Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Obudziła się późnym wieczorem. Powoli wstała z łóżka i poszła do kuchni. Po drodze zajrzała do sąsiedniego pokoju. Na biurku, na którym stał komputer leżał jej narzeczony. Drukarka drukowała ostatnie pliki dokumentów zrzucając je tym samym na podłogę. Podeszła do mężczyzny i delikatnie zaczęła go szturchać.
- Kochanie…, choć idziemy do łóżka. – szepnęła.
- Jeszcze chwila… znalazłem jeszcze jedną parę. – nie zrozumiała. Dopiero teraz zwróciła uwagę na kartki, jaki przed chwilą wyrzuciła drukarka. Znajdowały się na nich setki imion i nazwisk, a obok nich różne cyfry mówiące o długości związków danych par. – Wystarczy Ci? – zapytał.
- Do czego?
- Żeby wziąć ze mną ślub. – odparł.
- A ty? – szepnęła.
- Co ja? – spytał zdziwiony.
- Chcesz się ze mną ożenić?
- Jasne! Myślisz, że, po co tu sterczałem zamiast leżeć w miękkiej pościeli u boku najpiękniejszej kobiety na świecie?
- To, dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś?
- Bo ty wolisz wierzyć statystykom zamiast mnie.
- A ty, w co wierzysz?
- Wierzę w nas. – szepnął, po czym złożył na jej ustach delikatny pocałunek. To jej wystarczyło. Nie mają się przecież, po co śpieszyć. W końcu mają przed sobą całe życie…

Negai 

Jednopartówka - "Po prostu Cię Kocham..."


Jednopartówka
„Po prostu Cię Kocham…”

Nie wieże, że zdecydowałem się to napisać. W końcu, chociaż to nie będzie opowieść o mnie chcę opisać własne błędy. Dlaczego? Może to taki kaprys w końcu zawsze dostawałem to, czego chciałem… do czasu. Straciłem Cię, tę, którą kiedyś ignorowałem, a zarazem tak bardzo kochałem…
Cała historia zaczęła się kilka lat temu. Wróciliście z ciężkiej misji, chcieliście odpocząć, zabawić się, więc zorganizowaliście imprezę, nie wiem nawet czy to nie była jedna z misji sprowadzenia mnie do wioski. Wieczór, dom Naruto, muzyka, tańce i sake. Popiliście, wylądowaliście w łóżku. Oboje tego chcieliście, w sumie nawet nie wiedzieliście, co robicie. Rano obudziłaś się przytulona do jego ramienia, a on trzymał cię jak by bał się, że ktoś mu cię zabierze. Popłakałaś się, on Cię przeprosił i wyznał miłość, a ty uciekłaś, bałaś się tego uczucia, nie chciałaś go skrzywdzić. Nic nie było już tak jak dawniej…, ale oczywiście wszystko pozostało między wami. Unikaliście się, ty siedziałaś w szpitalu, on na polu treningowym.
Dwa miesiące później dostaliście misję. Ty, Kakashi i on. Biegliście przez las, wylądowaliście na polanie nie daleko wioski. Zaatakowali was. Z początku nie wiedzieliście, co się dzieje, z czasem zaczęliście się bronić… Nie miałaś już sił, ledwo trzymałaś się na nogach. Miałaś dość. W twoją stronę leciały shurikeny i kunaie, a ty stałaś dalej, wiedziałaś, że nie zdołasz ich uniknąć. Zamknęłaś oczy i położyłaś rękę na swoim brzuchu. Po chwili usłyszałaś dźwięk opadającego bezwładnie ciała. Zdziwiona otworzyłaś oczy. Przed tobą stał Naruto. Osłonił cię własnym ciałem. Przerażona zaczęłaś go leczyć.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Dlaczego pytasz? Przecież Ci na mnie nie zależy.
- Idioto Kocham Cię! – odpowiedziałaś i złożyłaś na jego ustach namiętny pocałunek.
Zużyłaś całą czakrę na leczenie go. Kiedy obudziłaś się w szpitalu, zobaczyłaś jego siedzącego przy łóżku. Uśmiechnęłaś się, chciałaś coś powiedzieć, ale nie mogłaś, ponieważ poczułaś jego usta na swoich. W tym momencie do sali weszła 5th i oznajmiła wam, że jesteś w ciąży, po czym opuściła pokój. Nie dowierzał własnym uszom. Zapytał cię czy to jego dziecko. Dałaś mu w twarz pytając przy tym, za kogo on cię ma? Dodatkowo wyjaśniając mu, że owy błąd, jakim jest przespanie się z kimś popełniłaś tylko raz i to dodatkowo z nim. Niespodziewanie wstał z podłogi, na której leżał, wziął Cię na ręce i zaczął kręcić się w kółko, śmiejąc się w niebogłosy. Postawił cię na ziemi i złożył na twych ustach kolejny namiętny pocałunek, po czym uklęknął przed tobą, wyjął z kieszeni pierścionek i… oświadczył Ci się. Popłakałaś się, nie umiałaś powstrzymać łez, które cisnęły Ci się do oczu. Kiedy to zobaczył przestraszył się, że znowu zrobił coś nie tak, a ty ku jego zaskoczeniu rzuciłaś mu się na szyję i szepnęłaś mu na ucho „Tak”. Objął cię ramieniem i założył na twoim palcu pierścionek, po czym znów Cię pocałował.
Miesiąc później pobraliście się. Pewnie nawet nie wiesz, ale byłem na ślubie. Do końca życia będę miał przed oczami Ciebie stojącą przy ołtarzu, ubraną w długą, białą suknię. Na ślub przyszła cała Konoha. No tak nie ma, co się dziwić, nie codziennie Hokage się żeni. Ta… 6th Hokage Konoha Gakure Naruto Uzumaki. Kto by pomyślał, że ten głąb spełni swoje marzenie…
Sześć miesięcy później urodził wam się syn. Wspólnie nazwaliście go Minato – po dziadku. Mały jest podobny do Naruto tylko te oczy tak samo zielone jak twoje. Chrzestnymi zostali Temari i Shikamaru, o dziwo nikogo nie zadziwiła ta decyzja.
Od tych wydarzeń minęło 7 długich lat. Nigdy nie myślałem, że kiedy kol wiek będę żałował tego, co zrobiłem przed laty. Co dziennie zadaje sobie pytanie, co by było gdybym wtedy nie opuścił wioski, gdybym traktował Cię inaczej… byli byśmy razem, założyli rodzinę… żyli długo i szczęśliwie? Teraz jesteś z nim, dał Ci to, czego ja nie mogłem.. nie chciałem… bałem się Ci dać. Niesamowite, ja Sasuke Uchiha potomek wielkiego i potężnego klanu, jakim jest… był Klan Uchiha bałem się… i boję nadal…
W głębi serca mam jednak nadzieję, że jeszcze będziemy razem. Wiem, że teraz jest to już nie możliwe. Ty będziesz z nim do końca życia, a ja zostanę samotny już na zawsze. Zapytasz, dlaczego? Po prostu Cię Kocham. Zawsze w głębi serca Cię Kochałem, Kocham i będę Kochać, pomimo tego, co robiłem i robię nadal. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa Sakuro Uzumaki….
Negai

"Zakazana miłość" - Rozdział 10


Rozdział 10
„W kraterze wulkanu.”

Biegli już od kilku godzin, co chwila posyłając sobie ukradkowe spojrzenia. Do tej pory zrobili tylko jedną przerwę tylko po to, żeby trochę odpocząć. Tutejszy klimat dawał się im we znaki, a wysokie temperatury wcale nie ułatwiały biegu. Spojrzał ma nią kątem oka - z resztą nie pierwszy raz w tym dniu - po czym się zatrzymał. Różowo włosa posłała mu zdziwione spojrzenie. Blond włosy położył na ziemi plecak, po czym zdjął i tak przesiąkniętą potem koszulkę ukazują tym samym swoją umięśnioną klatkę piersiową. Schował materiał do plecaka i ruszył w dalszą drogę.
Biegłam kilka metrów za niebieskookim. Na początku, kiedy się zatrzymał nie za bardzo wiedziałam, o co mu chodzi, ale kiedy zdjął koszulkę myślałam, że zemdleję. Nie dość, że temperatura powietrza jest wysoka to jeszcze podskoczyło mi ciśnienie. Zastanawiam się tylko czy zrobił to, bo było mu gorąco, czy dlatego, że chciał mi zaimponować, chociaż oczywiście jedno nie wyklucza drugiego. Stanęłam nagle tak samo z reszta jak mój towarzysz. Posłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia. Oboje wiedzieliśmy, że od dłuższego czasu jesteśmy obserwowani, chociaż łudziliśmy się, że uda nam się uniknąć walki. Nim się spostrzegliśmy dokoła nas pojawił się cały sztab ANBU pochodzącego z… Konohy…?! Ale… jak…?! O co tu do licha chodzi?! Myślałam, że naszym głównym wrogiem jest Madara… O kurwa! Czemu na to wcześniej nie wpadłam? Skoro poluje na nas Madara to i Danzou! Ci ANBU, którzy stoją teraz przed nami są z korzenia, a skoro nawet ten staruch przeszedł na stronę Uchihy, to znaczy, że w każdym kraju znajdzie się ktoś, kto się do niego, a raczej do nich, – bo kto, jak kto, ale Danzou nie da z siebie zrobić pieska na posyłki - przyłączy. W ten sposób mogą stworzyć najpotężniejszą armię, jaką widział ten świat. Ech… najgorsze jest to, że nie mam dowodów na to, że zostali wysłani przez tego wrednego dziada.
- Jakim prawem ANBU, Konohy atakuje Hokage? – zapytał, Naruto. Nigdy nie słyszałam w jego głosie tyle jadu. Fakt jego marzeniem zawsze było zostać Kage i mieć szacunek pośród innych, a shinobi który śmie się zaatakować władcę na pewno go nie ma.
- Nie wiem, jakim cudem taki gówniarz jak ty śmie się nazywać Kage. – odparł jeden z napastników. Jego twarz zakryta była maską w kształcie głowy lwa. To on jest tu dowódcą. Nim się zdążyliśmy zorientować mężczyzna wyjął kunai i rozpoczął natarcie, ale nie skierował się w stronę blondyna, tylko w moją. W ostatniej chwili zdążyłam odeprzeć atak. Tak, teraz to Naruto się wkurzył. W niespełna kilka sekund na jego dłoni pojawiła się niebieska kula energii.

Przemierzaliśmy las, co jakiś czas robiąc przerwy ze względu na Karin i Sujgetsu. Westchnąłem głośno próbując zignorować kolejny pisk zachwytu, który wydobył się z ust czarnookiej. Zastanawiam się czy zdjęcie koszulki na pewno było dobrym pomysłem. Ciekawe jak Ona by zareagowała…? Chociaż bardziej mnie zastanawia, co zrobi, kiedy przekaże jej jakże cudowne wieści. Dawniej byłbym pewien, rzuciłaby mi się na szyję z okrzykiem radości, ale teraz… w końcu minęło tyle lat. Zatrzymałem się gwałtownie. Cholera! Znam tę czakrę! Tylko jego mi tu brakowało!
- Wyłaź Itachi. – syknąłem. Powiedzcie mi jak to jest. Zawsze, kiedy chcę go zabić to albo mi ucieka, albo nie mogę go znaleźć, a kiedy jest ostatnim, czego mi potrzeba zawsze się pojawia. Tym razem nie mogę tracić na niego czasu. – Karin, Sujgetsu, Jugo… zajmijcie się nim. – powiedziałem i nie oglądając się za siebie ruszyłem dalej.

Walczymy już od prawie godziny, a ich wcale nie ubywa wręcz przeciwnie. Mogłoby się wydawać, że na miejsce jednego zabitego pojawia się kilku innych. Spojrzałam na mojego towarzysza. Jestem wykończona tą walką. Prze te kilka lat zdążyłam przywyknąć do chłodnego klimatu Kumo. Ech... jednak ta blokada ponad połowy moich zasobów czakry nie by było dobrym pomysłem. Poczułam z boku mocne pchnięcie. To blondyn uchronił mnie przed jednym z ataków.
- Biegnij i znajdź kryształ. Kiedy skończę dogonię Cie. – szepnął mi do ucha i powrotem rzucił się w wir walki. Nawet nie protestowałam, wiedziałam, że to nie ma sensu. Posłusznie wykonałam jego polecenie.
Skoczyłam na jedną z pobliskich gałęzi oddalając się tym samym od pola waliki. Biegłam jakieś pół godziny, co chwila myśląc jak radzi sobie blondyn. Dopiero tetra zdałam sobie sprawą, że cały czas, może nawet podświadomie bałam się o niego i nadal boję. Oznaka słabości…? Nie raczej tego, że martwię się o niego i… zależy mi na nim. Zeskoczyłam na ziemię. Przede mną znajdowało się strome podnóże wulkanu. Zero roślin, ani tym bardziej zwierząt, tylko gołe, szare skały. Jeden nie właściwy ruch i po mnie. Skierowałam czakrę do stup i rozpoczęłam wspinaczkę. Zważając na moje zmęczenie okazało się to większym wyzwaniem niż myślałam. Tak szczerze mówić to nawet nie wiedziałam, gdzie dokładnie mam szukać tego klejnotu. Ba lepiej nie wiem nawet czy on gdzieś tu jest. Z wielkim trudem wdrapałam się na samą górę. U moich stup znajdował się wielki krater, a w nim gorąca lawa. Dokoła mnie roztaczał się gęsty las, który sięgał aż po sam horyzont. Starłam ręką pot z czoła. Długo nie wytrzymam. Muszę jak najszybciej znaleźć to, po co tu przyszłam. Uważnie przyjrzałam się kraterowi, gdy mój wzrok przykuło małe zawiniątko, do którego przymocowany był brązowo – szary kamień. Podeszłam bliżej i ujrzałam kawałek liany zwisając w dół. Przełknęłam głośno ślinę i nie mając większego wyboru chwyciłam się rośliny i wychyliłam się tak by chwycić pakunek. Jeszcze trochę… zostało kilka milimetrów… wychyliłam się maksymalnie i do sięgnęłam zawiniątka. Moja radość nie trwała jednak długo gdyż liana, na której właśnie wisiałam zaczęła się przerywać. Nim zdążyłam zareagować leciałam w dół wprost w gorące objęcia lawy. Ostatnie, co zapamiętałam to silne ramiona, które mnie pochwyciły i czarne tęczówki mojego wybawiciela.
Negai

"Zakazana miłość" - Rozdział 9


Rozdział 9
„Przygotowania”

Usiedli przed biurkiem, Kage, albo raczej on i jego narzeczona, gdyż różowo włosa oparła się o jedną z bocznych ścian pomieszczenia. Mężczyzna siedzący za ogromnym biurkiem cierpliwie czekał aż któreś z nowo przybyłych raczy się odezwać. Zirytowany głośno westchną, a kiedy już miał się odezwać jak na złość przeszkodziła mu w tym zielono oka.
- Potrzebna mi jest twoja pomoc. – powiedziała niepodziewanie. – Po jutrze mam zamiar wyruszyć w kierunku Kazan no Shimetsu. Uwzględniając wszelkie przeszkody, problemy z oddychaniem, znalezieniem pożywienia oraz wody droga powinna zająć około 12 godzin. Nie wliczając oczywiście postoju na noc.
- Ok…, ale co ja mam do tego? – zapytał, biorąc łyk gorącej herbaty.
- Chciałabym, żebyś podczas naszej nieobecności wraz z Araną zajął się Bijin.
- NANI! – krzyknęła zbulwersowana czerwono oka, po czym gwałtownie wstała z krzesła i stanęła naprzeciwko zaskoczonej różowo włosej – JEŚLI MYŚLISZ, ŻE ZOSTANĘ SAMA W TEJ ZAKICHANEJ DZIÓRZE TO SIĘ GRUBO MYLISZ! CHYBA SIĘ ZAPOMNIAŁAŚ! PAMIĘTAJ DO, KOGO MÓWISZ! TO JA JESTEM KSIĘŻNICZKĄ I TO ODEMNIE ZALEŻY CZY W WASZEJ ZAKICHANEJ WIOSCE, WIEC RADZIŁABYM CI, UWARZAĆ NA SŁOWA!
Zdziwiona popatrzyła na dziewczynę pełnym pogardy wzrokiem i nie czekając ani chwili dłużej chwyciła ją za szyję i przecisnęła do ściany, o którą jeszcze przed chwilą się opierała. Jej oczy nie wyrażały żadnych uczuć, a twarz przybrała maskę obojętności.
- To teraz ty posłuchaj. – warknęła. – Jeszcze jeden taki numer i wrócisz do swojego tatusia z podkulonym ogonem. Gdybyś mnie, choć raz posłuchała wiedziałabyś, że droga, jaką zamierzamy przebyć jest bardzo trudna i niebezpieczna. W pobliżu wulkanu powietrze jest gęstsze niż tutaj, co oznacza, że samo oddychanie utrudni znacznie podróż nie wspominając już o shinobi z innych wiosek, dlatego też zostaniesz TU do naszego powrotu. Jeśli się dowiem, że utrudniałaś życie jakiemukolwiek mieszkańcowi wioski to wierz mi, nie będzie już tak przyjemnie jak teraz. – powiedziała puszczając dziewczynę, która zsunęła się po ścianie. - Zatrzymamy się u mnie. Mam nadzieję, że nie zrobiliście tam zbytniego bałaganu… - dodała zwracając się tym razem do brązowo okiego, po czym skierowała się do drzwi i nie oglądając się za siebie wyszła z pomieszczenia.

*

Biegli przez długi, gęsty las. Ostatnie promienie słońca przebijały się przez rozłożyste korony drzew. Pomimo zmęczenia nie miał zamiaru robić postoju. Spojrzał na swoich towarzyszy. W najgorszym stanie była czarnowłosa. Jeszcze trochę i nie będzie miała nawet siły ustać na nogach. Westchnął głośno i odruchowo przyśpieszył. Muszą jak najszybciej przekroczyć granicę Kraju Błyskawicy. Ich celem jest malutka osada na północnym wschodzie kraju. Reakcja jego kompanów na wieść o szczegółach misji była różna. Sujgetsu uznał, że to nie zły żart, Jugo po prostu pokiwał twierdząco głową, a Karin… cóż pomijając jej czarną rozpacz, krzyk i pretensje do całego świata przyjęła to całkiem dobrze. Energicznie potrząsnął głową. Koniec rozmyślań, czas skupić się na misji.  

*

Stała przed bramą wioski. Delikatny wiatr poruszał jej fantazyjnie różowymi włosami. Swój wzrok zwróciła w kierunku przyjaciela. Blondyn skinął głową i już po chwili skakali po drzewach oddalając się tym samym od Kumo. Z oddali można było tylko zobaczyć zarys nie wyraźnej sylwetki. Musiała zostać, ale w duchu obiecała sobie, że jeszcze odpłaci się Haruno za te wszystkie momenty, w których ją ośmieszyła. Tym razem to różowo włosa będzie błagała o litość.
Negai  

"Zakazana miłość" - Rozdział 8


Rozdział 8
„Kumo Gakure”

Biegli przez gęsty las. Cztery dni drogi za nimi pomimo opóźnienia do Kumo powinni dotrzeć jeszcze dzisiaj. Ponad dwadzieścia cztery godziny biegu przyniosło jednak jakieś pozytywne skutki. Kiedy oddalili się od granicy mogli trochę zwolnić tępo. Między rosnącymi drzewami pojawiało się coraz więcej wolnej przestrzeni. Po kilku następnych godzinach morderczego biegu oczom podróżnych ukazała się brama wioski. Pod ogromnym kamiennym łukiem stało dwóch zamaskowanych shinobi. Kiedy zobaczyli przybyszy rozsunęli się na boki. Uliczki w wiosce były dosyć wąskie. Im dalej od bramy tym zabudowa była wyższa. Położenie wioski względem terenu było niemal idealne. Żółto-białe ściany budynków komponowały się z ceglastymi dachami. W oddali było widać najwyższy budynek, który według logiki i układu poszczególnych zabudowań powinien się znajdować w centralnej części wioski. Dopiero po podejściu bliżej można było zauważyć wysoką skałę za budynkiem i trzy wysokie wierze strażnicze.
- Nie rozumiem. – odezwała się nie spodziewanie czerwono oka. – Dlaczego im bliżej bramy tym niższe budynki? Przecież gdyby były wysokie tak jak w Iwa to łatwiej było by się bronić.
- Nie koniecznie. Kiedy wioska zostałaby zaatakowana, a wrogowi udałoby się przedostać przez bramę i zdobyć pierwsze budynki to łatwiej przeprowadzić atak od góry. Kiedy postawiliby na dachach swoich shinobi to wyeliminowanie ich nie sprawiłoby większych trudności. Jeśli nie to zawsze można postawić tam własne oddziały, które z tyłu były by osłaniane. Poza tym niskie zabudowania łatwiej odbudować. – odparła różowo włosa. Czerwono włosa spojrzała na nią kątem oka. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć, znów przybrała maskę obojętności, która znikała tylko podczas walk ustępując miejsca wyjątkowemu skupieniu. Westchnęła głośno, a wzrok przeniosła prze siebie. Dopiero teraz zauważyła, że od biura Kage dzieli ich tylko kilka metrów. Uśmiechnęła się pod nosem. Nareszcie. Dzisiejszą noc spędzi w ciepłym, miękkim łóżku.

*

Wyszedł z biura głośno trzaskając drzwiami. Jego dziadek wziął dzień wolnego, co oznacza, że na pewno nie pojawi się w pracy. Powolnym krokiem podszedł do długiego biurka, przy którym stała fioletowo włosa kobieta. Ostrożnie podszedł do niej i delikatnie objął ją w pasie przyciągając ją tym samym do siebie.
- Przestraszyłeś mnie. – szepnęła. Poczuła na swojej szyi pełne namiętności pocałunki. Ręce mężczyzny powoli wjeżdżały pod jej zwiewną bluzkę. – Maraku… - jęknęła. – A jeśli ktoś nas zobaczy?
- Nie martw się. Dziadek ma wolne, a reszta jest na misjach. Nikt nam dzisiaj nie przeszkodzi. – powiedział. Obrócił ją przodem do siebie. Ustami znów dotknął jej szyi. Pocałunkami jechał ku górze. Kiedy już miał zasmakować jej ust usłyszał za sobą donośny, gruby głos.
- RAMASAKA, CO TO MA ZNACZYĆ?!

*

Pchnęła duże dębowe drzwi otwierając je tym samym na oścież. Za nią szedł nadzwyczaj spokojny blondyn i wściekła na wszystko i wszystkich czerwono oka. Weszli po długich, drewnianych schodach na czwarte piętro budynku. Na końcu długiego korytarza znajdowały się dwie pary drzwi. Jedne naprzeciwko schodów prowadzące do biura Kage, drugie nie, co z boku należące do gabinetu jego zastępcy. Parę metrów przed nimi stało długie biurko należące do sekretarki. Przy nim stał bordowo włosy mężczyzna namiętnie całujący fioletowo włosą. Uśmiechnęła się i pocichł podeszła do pary.
-RAMASAKA, CO TO MA ZNACZYĆ?! – zapytała grubym, ochrypniętym głosem. Zakochani jak oparzeni odskoczyli od siebie. Przerażony mężczyzna posłał dziewczynie srogie spojrzenie. Panującą ciszę przerwał głośny śmiech różowo włosej.
- Bardzo śmieszne Sakura, naprawdę bardzo śmieszne.
- Gome Maraku, ale nie mogłam się powstrzymać. Jest staruszek?
- Nie. Wziął dzień wolnego. A w ogóle, co ty tutaj robisz? Nie miałaś być przypadkiem w Konoha?
- Byłam, ale zmieniły mi się trochę plany. Anosa Maraku, Arana poznajcie proszę to jest Naruto i Bijin. Pomagają mi.
- Miło mi poznać. – powiedział brązowooki. – Zapraszam do gabinetu. Tam omówimy wszystko. Arana zaparzysz herbatę? – zapytał dziewczynę, która natychmiast spłonęła rumieńcem, po czym skinęła głową i ruszyła w kierunku schodów.   
            Negai

"Zakazana miłość" - Rozdział 7


Rozdział 7
„Na granicy”

Dochodziło południe. Słońce już od dobrych kilku godzin świeciło na niebie. Trzy postacie przemierzały gęsty las. Między nimi panowała głucha cisza. Kilkanaście kilometrów dalej na północ znajdowała sie, bowiem granica Kraju Dźwięku. Nawet najcichszy odgłos oznaczający ich obecność w tych okolicach mógłby być dla nich zgubą. W skupieniu przyglądali się okolicy uważnie wsłuchiwali się w szum drzew i śpiew ptaków. Czerwono włosa zmusiła się i przyśpieszając tępa zrównała się z różowo włosą biegnącą kilka metrów przed nią.
- Ja... – zaczęła. Wzięła kilka głębokich oddechów chcąc w ten sposób uspokoić puls jednak zmęczenie ciągle dawało jej o sobie znać. Zielono oka uśmiechnęła się pod nosem widząc wysiłki dziewczyny i delikatnie przyśpieszyła tępo. – Już nie… nie mogę!
- Biegniemy dopiero od sześciu godzin. – zauważyła – Jesteśmy coraz bliżej granicy. Jeśli tera się zatrzymamy i stracimy czujność będziemy łatwym celem. Nikt i nic nam nie pomoże.
- Jestem księżniczką i domagam się postoju! Czy to jasne?! – krzyknęła. Nie wytrzymała, nie mogła tak stać i patrzeć jak różowo włosa się wymądrza. W końcu to ona jest szlachetnie urodzona. Jeszcze nikt nie zachowywał się w stosunku do niej w taki sposób. Po chwili poczuła mocne szarpnięcie w bok. Przed nią stała obrócona tyłem Sakura. – Co ty do cholery wyprawiasz?! – wrzasnęła, lecz nie otrzymała odpowiedzi gdyż dokoła nich pojawiło się około dwunastu shinobi.

*

Dwanaście godziny wcześniej.
Sto mil na północ
od Wioski Dźwięku.

Do jednego z wielu pomieszczeń wpadł zmęczony mężczyzna. Zdziwiony szatyn spojrzał na niego surowym wzrokiem. Przerażony shinobi niemal natychmiast zaczął tłumaczyć, czym jest spowodowane jego nagłe wtargnięcie. Mężczyzna z uwagą wsłuchiwał się w jego słowa od czasu do czasu kiwając potwierdzająco głową. Po chwili na jego ponurej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Twierdzisz, więc, że zmierzają w stronę Kumo Gakure? – zapytał w ramach formalności. Przybysz skinął potwierdzająco głową. Teraz już wiedział jak rozwiązać ich podstawowy problem. Skoro sama pcha się w ich ręce w dodatku ze wskazówką, dziewięcioogoniastym i córuchną Kage Iwa to nie pozostało mu nic innego niż przygotować im gorące powitanie.

*

Odparła atak kolejnego z napastników. Walczyli już tak od dłuższego czasu, a przeciwników wciąż nie ubywało. Wbiła właśnie katanę w ciało kolejnego shinobi, gdy nagle zauważyła, że coś jest nie tak. Jej broń nie napotkała na żaden opór, tak jak by walczyła z powietrzem. Olśniło ją. Dopiero teraz zrozumiała, że walczą nie z tym, z kim trzeba. Ich prawdziwy przeciwnik cały czas stał w jednym miejscu i nie wykonał żadnego ruchu. Po prostu stał i się patrzył. Podbiegła do przyjaciel walczącego nie opodal i posłała mu porozumiewawcze spojrzenie. Blondyn od razu zaczął składać pieczęci i już po chwili pojawiło się obok niego kilka klonów, których zadaniem było odwrócenie uwagi. W tym czasie różowo włosa odsunęła się na kilka metrów od pola walki i zaczęła kreślić na ziemi różne znaki. Niebiesko oki spojrzał na towarzyszkę, kiedy była już gotowa odwołał klony i złożył pieczęcie.
- Kai* - szepnął, a wszyscy napastnicy natychmiast zniknęli. Został tylko jeden, zamaskowany mężczyzna stojący kilka stup przed nimi. Zielono oka jak na zawołanie dotknęła rękami ziemi.
- Shisoo no jutsu**! – powiedziała. W stronę shinobi poleciały grube pnącza wystające z ziemi. Kiedy zorientował się, co się dzieje, szybko zniknął w kłębach gęstego, szarego dymu. Został po nim tylko protektor, który zdążył chwycić jeden z pędów. Dziewczyna odwołała technikę i razem z blondynem podeszła do miejsca, w którym jeszcze chwilę temu stał mężczyzna. Zdziwiona zielonooka chciała podnieść przedmiot, ale gdy tylko wyciągnęła rękę w jego stronę, pokrył się on ogniem. Nie mówiąc nic ruszyli w dalszą drogę. Mają coraz mniej czasu, a dzisiejsze zdarzenie utwierdziło ich w przekonaniu, że może być ciężej niż myśleli.

***

*Kai – uwolnienie. Technika mająca na celu uwolnienie się z Genjutsu.
**Shisoo no jutsu – technika stworzona prze zemnie. Polega na nakreśleniu na ziemi odpowiednich symboli i złożeniu szeregu pieczęci, dzięki czemu z podłoża wyrastają długie pnącza oplatające przeciwnika. Jest bardzo nie bezpieczna gdyż pędami steruje się po przez połączenia z nimi umysłem. Do jej wykonania potrzebna jest doskonała kontrola czakry. Technika wykonywana przez Sakurę.
Negai

"Zakazana miłość" - Rozdział 6


Rozdział 6
„Nieposłuszeństwo i zdrada.”

Gęstym lasem mknęły trzy sylwetki. Jedna z nich była oddalona od reszty o parę ładnych metrów. Nic dziwnego nie była przecież prawdziwym shinobi. Ostatnie promienie zachodzącego słońca drażniły jej opaloną twarz. Widziała przed sobą sylwetki dwóch postaci. Biegli jak by nigdy nic. Nie byli zmęczeni, a przynajmniej nie tak jak ona. Dobrze wiedziała, że po, mimo iż wydają się być we własnych światach to cały czas zachowywali czujność. Coraz ciężej było jej przeskakiwać na następne gałęzi drzew. W końcu nie wytrzymała, zebrała w sobie resztkę sił i nie wiele myśląc głośno krzyknęła, a może raczej pisnęła imię swojego „narzeczonego”. Zirytowana dwójka stanęła kilka metrów przed nią. Wiedział, że tak będzie. Przez tą rozwydrzoną dziewuchę są kilkanaście kilometrów do tyłu. Podróż z Konoha go Kumo powinna im zająć, co najwyżej trzy dni, a oni nie przebyli nawet 1/5 drogi. Różowe kosmyki włosów opadały na jej twarz. Nie próbowała nawet ukryć swojej irytacji zaistniałą sytuacją. Jej towarzysz widział, co się z nią dzieje, wiedział jednak, że lepiej nie pogarszać sytuacji tłumacząc jej, że Bijin nie jest „zawodowym”* shinobi. Po kilku dłuższych chwilach naprzeciw nich pojawiła się sylwetka zdyszanej czerwono okiej.
- Ro… robimy postój…- wysapała zdyszana. Zielonooka przyjrzała jej się dokładnie. Faktycznie przydałby się jej odpoczynek. Nie dość, że była cała brudna, a na jej ciele widniało wiele zadrapań i skaleczeń to jeszcze poziom jej czakry znacznie spadł. Wyglądała tak jak by właśnie wróciła misji rangi „S”.
- Dwa kilometry stąd, na północ od miejsca, w którym jesteśmy teraz jest polana. Tam możemy odpocząć. – powiedziała różowo włosa. Po czym nie oglądając się za siebie skoczyła na jedną z bocznych gałęzi. Kilka minut później ku uciesze czerwono włosej dotarli na miejsce.
- Gdzie spędzimy noc? – zapytała, gdy już wygodnie usadowiła się pod pobliskim drzewem.
- Jak to „gdzie spędzimy noc”? Przecież to oczywiste, że tutaj. – odpowiedziała zdziwiona różowo włosa wyjmując przy tym z plecaka jednoosobowy namiot.
- Nani! – krzyknęła, co spłoszyło ptaki z pobliskich drzew.
- Po pierwsze- syknęła Sakura – Nie wrzeszcz. Od granicy Kraju Dźwięku dzieli nas zaledwie kilka godzi. Wież mi nie jesteśmy sami w tym lesie, a nie potrzebujemy towarzystwa. Po drugie zamiast jęczeć radziłabym ci rozłożyć namiot, bo jutro przekroczymy granicę. Czekają nas dwadzieścia cztery godziny drogi bez postoju. Dzisiejszy dzień był tylko rozgrzewką. Od teraz będzie tylko gorzej. Naruto – zwróciła się do blondyna, który z uwagą przysłuchiwał się jej słowom. Dobrze wiedział, że nie żartuje. – Przygotujesz miejsce na ognisko i rozłożysz namioty. Ja wezmę Bijin, pójdziemy po drewno i wodę do pobliskiego strumyka. Sygnał ten, co zawsze.
- Nigdzie nie idę! – zaprotestowała dziewczyna. Po chwili poczuła silny uścisk na szyi i nim zdążyła zareagować została przyparta do drzewa, pod którym poprzednio siedziała. Przed sobą zobaczyła twarz różowo włosej. O dziwo nie dostrzegła na niej cienia złości czy irytacji, tylko maskę obojętności.
- Zapamiętaj sobie jedno gówniaro. – zaczęła. Jej głos stał się ostry, nieprzyjmujący sprzeciwu. Słowa wypowiedziane przez kunoihi przecięły powietrze niczym najostrzejszy nóż. W tej jednej chwili wydawało się jak by świat zatrzymał się w miejscu specjalnie po to by wysłuchać tego, co ma do powiedzenia zielonooka. – Nie toleruję dwóch rzeczy, za które jestem w stanie nawet zabić. Pierwszą jest nie posłuszeństwo. Jeszcze raz podważysz moją decyzję a nie będzie już tak miło. Nie myśl sobie, że to są wakacje. Twoją jedyną szansą na przeżycie jest słuchanie mnie i Naruto. Jeden fałszywy ruch i możesz stracić życie. Drugą jest zdrada. Jeśli nie daj Boże powiedziałabyś komuś coś, co mogłoby zaszkodzić mi, Naruto albo wiosce nie będę się zastanawiała. Po prostu cię zabiję. – powiedziała, po czym puściła przerażoną dziewczynę i skierowała się w kierunku lasu. – Na co czekasz rusz się!

*

Spodziewał się tego. Sakura nigdy nie tolerowała takiego zachowania. W dzieciństwie nigdy nie była rozpieszczana. Po, mimo, że pochodziła z dobrego domu rodzice uczyli ją dyscypliny. Nawet nie zareagował, kiedy złapała czerwono włosą za szyję i przycisnęła ją do drzewa. Wiedział, że nie zrobi jej nic złego tylko da małą lekcją szacunku w stosunku do innych. Słyszał wyraźnie każde wypowiedziane przez nią słowo. Uśmiechną się pod nosem. No tak mógł się tego spodziewać. Przecież ona nigdy nie pozwoli by, komu kol wiek z jej bliskich stała się krzywda. Ostatni raz spojrzał na sylwetkę oddalających się towarzyszek, po czym zabrał się za rozkładanie namiotów.

*

Przeszły już spory kawałek drogi. Cały czas posyłała Haruno ukradkowe spojrzenia. Kunoihi dumnie kroczyła przez ciemny las. Jej zielone oczy dokładnie lustrowały otaczającą je przestrzeń. Po chwili dało się usłyszeć głośny szum pobliskiego wodospadu wpadającego do małego jeziora. Szybko podeszły do niego i nabrały wody do butelek, po czym zaczęły kierować się w stronę obozu.

*

Właśnie skończył przygotowywać miejsce na ognisko, kiedy z lasu wyłoniły się dwie dobrze znane mu sylwetki. Jedna z nich niosła cały stos drewna. Ku jego zdziwieniu całość niosła jego narzeczona.
- Pierwszą wartę mam ja. – odezwała się zielonooka, kiedy ognisko było już rozpalone. – Później obudzę Naruto. Wyruszamy jutro rano. Ten, kto wstanie pierwszy pójdzie po ryby do pobliskiego jeziora. Wyruszamy zaraz po śniadaniu, więc radzę oszczędzać siły, bo jutro nie będzie żadnych postojów. – powiedziała. Nikt nie odezwał się już więcej. Bo, po co skoro wszystko zostało już wyjaśnione? Jedyne, co teraz im pozostało czekanie i zbieranie sił na dalszą podróż.
Negai

"Zakazana miłość" - Rozdział 5


Rozdział 5
„ Skrucha – Dziewięćsił”


Różowo włosa kunoihi szła zaludnionymi ulicami wioski, co chwila przystając i witając się z kimś. Krajobraz dokoła niej powoli zaczął ulegać zmianie. Budynki mieszkalne zastąpiła bujna roślinność. Z daleka widziała zarys starej, małej chatki. Przyśpieszyła i już po chwili znalazła się przy drzwiach wejściowych. Zapukała, a kiedy usłyszała donośne „Wejść!” przekroczyła próg pomieszczenia. Po skromnym pokoiku walały się stosy pustych butelek po sake. Przy ścianie stała kanapa, przed nią mały stolik i dwa fotele. W drugim końcu pokoju stała biblioteczka, a tuż obok niej zawalone różnymi papierami biurko. Naprzeciw ległej ścianie znajdowały się drzwi, z których właśnie wyszła pani domu trzymająca w rękach miskę z sałatką. Za nią dumnie kroczyła mała, różowa świnka.
Zesztywniała. W jej oczach pojawiły się od tak dawna niewidziane łzy. Upuściła drewnianą miskę, która rozbiła się o ziemię na milion kawałeczków. Nagle podbiegła do dziewczyny i przytuliła ją. Zdezorientowana kunoihi oddała uścisk.
- Wróciłaś… - szepnęła blondynka uwalniając tym samym uczennicę z uścisku.
- Niestety nie na długo. Właściwie to przyszłam się poradzić.
- So ka… usiądź napijemy się sake i opowiesz mi wszystko.

*

Stał na jednej z sześciu głów Hokage. W jego prawej ręce spoczywał parujący jeszcze kubek kawy. Jego wzrok utkwiony był w najwyższym budynku w wiosce.  Ciągle miał przed oczami wydarzenia sprzed czterech lat. Sceny walki, morze krwi, setki ciał, jej odejście oraz zdarzenia z poprzedniego dnia. Jak on mógł ją do cholery tak potraktować?! Bo chciał odreagować, ulżyć sobie? NIE! Znów to zrobił. Wybrał swoją dumę zamiast niej. Przecież mógł z nią spokojnie porozmawiać, a zamiast tego wydarł się na nią bez powodu. Nie może po raz kolejny zlekceważyć jej słów. Wziął ostatni łyk napoju i zeskoczył ze skały. Obrócił głowę do tyłu i spojrzał na twarz 4th.
- Jeszcze będziesz ze mnie dumny tato. Udowodnię, że jestem godzien tytułu Hokage. – szepną. Podjął decyzję. Jedną z najważniejszych w swoim życiu. „Nie popełnię tego samego błędu po raz drugi…” – pomyślał i zniknął w kłębach szarego dymu.      

*

Na obrzeżach Konohy przed małym drewnianym domkiem siedziały dwie kobiety. Obie głęboko zamyślone. Po chwili jedna z nich wyjęła z kabury stary zwój i położyła go na stole. Zdziwiona blondynka wzięła go do ręki i uważnie mu się przyjrzała.
- Ten zwój to jedyna wskazówka położenia pierwszej części klejnotu. – powiedziała różowo włosa.
- Istotnie. Wygląda na bardzo stary. Otwierałaś go?
- Nie. Chciałam to zrobić w twojej obecności. – odparła. Po chwili jej źrenice rozszerzyły się. Ze zdziwieniem skierowała swój wzrok w stronę pobliskiego lasu. Z zarośli wyłoniła się postać wysokiego blondyna o przenikliwych błękitnych oczach. Mężczyzna stanął na chwilę zastanawiając się nad swoją decyzją. Uniósł spuszczony dotąd wzrok. Kiedy zobaczył siedzącą przed domkiem Tsunade i towarzyszącą jej zielonooką zrozumiał, że już nie ma odwrotu. Przełknął głośno ślinę i ruszył w kierunki chatki.
- No proszę, kogo nam tu przywiało. – zakpiła 5th. – Czyżby naszemu wielmożnemu znudziło się słuchanie swojej „ukochanej”?
- Zabawna jak zawsze. Nie przyszedłem się kłócić.
  - A to coś nowego. – powiedziała kobieta ozdabiając to głośną salwą śmiechu. Uspokoiła się dopiero, kiedy zobaczyła karcący wzrok swojej uczennicy. – Więc co cię tu sprowadza Wielmożny?
- Chciałem porozmawiać z Sakurą, a właściwie to ją przeprosić. Mam nadzieję, że wybaczy mi moje bezczelne zachowanie. Poza tym zastanowiłem się nad tym, co mi powiedziałaś. Pomogę ci. – powiedział, co wywołało uśmiech na twarzach obu kobiet.
- Nareszcie zmądrzałeś Uzumaki. – odparła z uśmiechem brązowo oka. – Siadaj. Skoro masz zamiar wyruszyć razem z Sakurą to powinieneś przy tym być. Otwórz go. – dodała podając uczennicy zwój. Dziewczyna wzięła go do ręki i powoli rozwinęła. W środku szkarłatną krwią było napisane jedno słowo.
„Dziewięćsił”

- „Dziewięćsił”?
- „Dziewięćsił” to potoczna nazwa wielkiej bitwy, która dała początek największym ukrytym wioskom. – zaczęła Tsunade, popijając sake. – Ponad sto lat temu ziemiami, na których obecnie znajduje się Kraj Ognia oraz sąsiednie państwa władał jeden władca. Miał on na swoich usługach cztery smoki. Pewnego dnia nadeszła susza. Zdesperowani poddani prosili Cesarza o pomoc, jednak on odmówił. Wtedy smoki postanowił pomóc biedakom. Wzniosły się nad morze i machając skrzydłami stworzyły ogromną falę, która zalała przesuszone pola. W tym samym czasie Cesarz wydawał swoją jedyną córkę Tsuki za mąż za mężczyznę, którego ona nienawidziła. Kiedy władca dowiedział się, że smoki sprzeciwiły się jego woli kazał zamknąć je w jaskiniach znajdujących się na szczytach najwyższych gór w kraju. Jednak Tsuki nie zamierzała na to pozwolić. Stanęła przed ojcem w dniu wykonania wyroku i powiedziała, że jeśli ukarze smoki to już nigdy więcej jej nie zobaczy. Mężczyzna zignorował słowa córki. Wściekła dziewczyna stanęła między czterema wzniesieniami układającymi się na kształt kwadratu i przemieniła się w smoka, po czym zamknęła w jaskini, którą stworzyła po między więzieniami swych braci. Cesarz wpadł w prawdziwą furię. Cesarstwo upadało. Dziewięciu młodzieńców postanowiło ratować sytuację. Zebrali oni armię i wypowiedzieli wojnę władcy. Zdesperowany mężczyzna wiedział, że nie wygra. Kazał uwolnić smoki by poprosić je o przebaczenie i pomoc, jednak, gdy otworzono jaskinie znaleziono tylko pięć części amuletu. Wojownicy pokonali Cesarza i podzielili ziemie na kilka części. Pięciu najbardziej zasłużonych otrzymało największe ziemię i poszczególne części klejnotu, które zaginęły podczas Wielkiej Wojny. Legenda głosi, że jeśli zbierze się cały klejnot jego siła będzie na tyle potężna by móc zapanować nad całym światem. Zwój, który leży przed wami to jedyna pamiątka po Tsuki. Mogła go otworzyć tylko osoba, która będzie w stanie zebrać wszystkie części klejnotu i zadba by nie wpadł w niepowołane ręce. Tylko osoba spokrewniona z Tsuki.
- Ale powiedziała pani, że Tsuki przemieniła się w smoka.
- Tak, ale zanim to się stało wydała na świat znienawidzone przez Cesarza dziecko, którego warunkiem życia było małżeństwo jego matki.
- Czyli żeby zebrać odłamki klejnotu i ocalić wioskę musimy najpierw udać się na miejsce walki lub śmierci smoków tak? – zapytał blondyn „przerzucając wzrok” z Tsunade siedzącą naprzeciwko niego na Sakurę stojącą kilka metrów od nich wpatrującą się w horyzont.
- Nie koniecznie. – odezwała się niespodziewanie różowo włosa.
- Co masz na myśli? – zapytał ze zdziwieniem 5th.
- „Dziewięćsił” to nie tylko nazwa bitwy sprzed stu lat. To by było za proste. Poza tym bitwa była po odnalezieniu naszyjnika. Wiadomo, czym zajmowała się Tsuki?
- Cóż… była medykiem. Znała się też na sporządzaniu lekarstw.
     - Czyli także na zielarstwie. „Dziewięćsił” to nazwa bardzo rzadkiego ziela będącego symbolem słońca i sił żywotnych. Jest bardzo rzadki. Rośnie tylko w górach w Kraju Błyskawicy. Myślę, że to właśnie o to chodziło Tsuki i że właśnie tam znajdziemy pierwszą część klejnotu.
- W takim razie nie pozostaje nam nic innego niż wyruszyć w drogę. Anosa zapomniałbym… Babciu czy… Wielmożna czy zgodziłabyś się zastąpić mnie podczas mojej nieobecności?
- Zajęłam się tą wioską kilka lat temu, zajmę się i teraz, ale jest jeden warunek. Tym razem będziecie ostrożni jasne?
- Ossu.
- W takim razie… Ekchem! Haruno Sakura, Uzumaki Naruto! Waszym zadaniem jest odnalezienie Klejnotu Tamashi no Tama i ocalenie Wioski Ukrytej w Liściach… znowu. Wyruszacie jutro o świcie. Możecie odejść. – powiedziała z uśmiechem kobieta.
- Hai!
- Naprawdę wierzysz, że sobie poradzą? – zapytała Shizune, która właśnie wyszła z chatki.
- A mam inny wybór? W końcu to nasza jedyna szansa o ile, jaka kol wiek jest.

*

Pod główną bramą Konoha Gakure stała dwójka shinobi. Doskonale wiedzieli, że z tej misji mogą nie wrócić żywi. Ale z tym właśnie wiąże się ryzyko bycia ninja, bo przecież każda misja niesie za sobą jakieś niebezpieczeństwo. Dziewczyna posłała towarzyszowi porozumiewawcze spojrzenie, na co on odpowiedział skinieniem głowy. Kiedy już mieli ruszyć w drogę powstrzymał ich piskliwy głos.
- STAĆ! Niegdzie nie pójdziecie chyba, że weźmiecie mnie ze sobą!

***

Dziewięćsił - od niepamiętnych czasów symbol słońca i sił żywotnych, służył jako panaceum na wszystkie dolegliwości. Dziewięćsił można spotkać na Podkarpaciu, ale nie wolno go zrywać, jest bowiem pod ochroną. W opowiadaniu występuje również jako nazwa legendarnej bitwy.
 Negai      

"Zakazana miłość" - Rozdział 4


Rozdział 4
„Historia sprzed lat”

Deszcz, hektolitry wody uderzały o zawalone budynki. Ludzie siedzący w schronach i piwnicach czekający na cud. Nie przytomna Hokage leżąca w prowizorycznym szpitalu po ciężkiej walce. Shinobi błąkający się po ulicach niewiedzący, co mają robić. Setki martwych ciał, rzeki krwi zmieszanej z błotem. Dwóch przyjaciół walczących ze sobą na śmierć i życie… dręczące pytania…, dlaczego…? Uczucia tak sprzeczne, a zarazem tak podobne. Stali naprzeciwko siebie. Tak jak kilka lat wcześniej w Dolinie Końca. Dwoje ludzi, dwa różne cele, jedna więź…, co się stanie, kiedy jeden z nich… zginie…?
Miał już dość czekania. Mógł go zabić pięć lat temu, ale nie zrobił tego. Czemu? Może po prostu był za słaby, za słaby psychicznie. Dziś znów przed nim stoi i wie, jakie ma zadanie. Nie zastanawiając się dłużej chwycił rękojeść swojej katany i ruszył na przyjaciela, który w ostatniej chwili wyjął kunai i zablokował jego ruch. Kiedy poczuł mocniejsze pchnięcie automatycznie odskoczył do tyłu robiąc salto w powietrzu miękko lądując na ziemi.
- Naprawdę chcesz mnie zabić… Sasuke?

*

Nigdy nie zastanawiała się jak umrze, ale śmierć za coś, co się kocha jest najlepszą śmiercią, jaką można sobie wymarzyć. Stała lekko pochylona do przodu, a jej poranione ręce kurczowo trzymały się ud, aby zachować równowagę. Choćby miała zginąć tu i teraz to nie pozwoli zniszczyć wioski. Jeśli ma odejść z tego świata to razem ze swoim przeciwnikiem. Powolnym ruchem sięgnęła do kabury i wyciągnęła kilka kunai, do których przyczepione były karteczki wybuchowe. Szybkim ruchem rzuciła je w stronę przeciwnika. Wielki wybuch rozniósł się echem po okolicy. Tony kurzu i ziemi wzbiły się w powietrze ograniczając widoczność walczącym. Uśmiechnęła się pod nosem. Zyskała trochę czasu. Kiedy miała zacząć składać pieczęci do wykonania następnej techniki poczuła chłód ostrza na swojej szyi. Dała się zaskoczyć. Broń powoli zaczęła się zbliżać do jej skóry, a kiedy się z nią zetknęła zamiast krwi pojawiła się woda. Po dziewczynie została tylko kałuża.
- Marnujesz czas Haruno! Dobrze wiesz, że Konoha już nie istnieje. Nie masz poco walczyć. Ukrywanie się nic ci nie da, ale jeśli nie chcesz zginąć… zawsze możesz się do mnie przyłączyć…

Jego donośny głos rozniósł się po okolicy uderzając w dziewczynę z podwójną siłą. NIE! Nie zrobi tego. Nie może zawieść Tsunade, Naruto, wioski… nie może zawieść samej siebie. Zacisnęła dłonie, po których zaczęła spływać szkarłatna krew. Po jej policzkach płynęły strumienie łez. Wzięła głęboki oddech uspakajając tym samym puls. Klęknęła na ziemi i zaczęła kreślić na niej pentagramy. Złożyła pieczęci i przyłożyła ręce do jednego ze znaków. W stronę jej przeciwnika poleciały wyłaniające się z pentagramu pnącza.

*

Ogromna kula ognia leciała w jego kierunku. W ostatniej chwili udało mu się odskoczyć na bok. Musiał przyznać, że nie spodziewał się tego. Skoczył do tyłu i odbił się rękami od podłoża, po czym skoczył na najbliższe drzewo unikając tym samym kilkudziesięciu zatrutych sebon i kunai. Jego ciało zaczęła pokrywać demoniczna czakra. Po okolicy rozniósł się krzyk pełen bólu i gniewu. W paszczy potwora zaczęła formować się mała, pomarańczowa kula.
Widział, co się dzieje z jego przeciwnikiem. Co więcej nie robiło to na nim większego wrażenia. Na jego ciele zaczęły pojawiać się różne znaki. Uśmiechnął się pod nosem i odbił mocno od ziemi. Po chwili miejsce, w którym stał wybuchło. Kiedy opadł kurz można było dostrzec wielką dziurę w ziemi. Zdziwiony blondyn spojrzał w górę gdzie w powietrzu dzięki ogromnym skrzydłom zawisł czarnooki składający pieczęcie do wykonania kolejnej techniki. Niebieskooki uważnie obserwował ruchy przeciwnika. Wszystkie pięć ogonów potwora zaczęło się rozkładać na boki tworząc tym samym tarczę ochronną przed wielkim, ognistym smokiem Uchihy.

*

Nareszcie udało jej się go złapać. Długie pnącza mocno trzymały ciało mężczyzny, na którego twarzy malował się uśmiech pełen pogardy dla przeciwniczki. Po chwili nastąpił wybuch niszcząc tym samym pnącza i uwalniając ciało mężczyzny. Przeraźliwy krzyk przepełniony bólem odbił się echem do pobliskich drzew. Różowo włosa kunoihi klęczała na kolanach w kałuży własnej krwi.
- Połączenie umysłu z rośliną. Sprytnie. – zaczął czarnooki podchodząc do dziewczyny – Zaimponowałaś mi, chociaż wież, co… jesteś żałosna. – dodał, a ostatnie dwa słowa przywołał do niej przykre wspomnienia. Mężczyzna podszedł do dziewczyny i kopnął w brzuch, co spowodowało, że przewrócił ją na plecy. – Mógłbym cię teraz zabić... – powiedział patrząc w jej blado zielone oczy. – ale nie zrobię tego a wiesz, dlaczego? Bo i tak umrzesz. Wykorzystałaś resztkę czakry na technikę, która cię zabije. Sayonara Haruno.
Odszedł zostawiając ją na pastwę losu. Patrzyła na jego plecy do póki nie znikną za drzewami pobliskiego lasu. Jej serce przestawało po woli bić, z ciała ubywało coraz więcej krwi, a zielone dotąd wesołe oczy powoli się zamykały.
- Nienawidzę cie… Uchiha. – szepnęła resztkami sił.

*

Leżał pół przytomny pod nogami przeciwnika. Nie mógł uwierzyć, że przegrał tę walkę. Z daleka widział zarys męskiej sylwetki. Jego oczom ukazał się mężczyzna łudząco podobny do Sasuke. Czarne, krótkie włosy opadały na jego trupio bladą twarz, a oczy wyrażały wielką kpinę i pogardę.
- Skończyłeś już? – zapytał nowo przybyły rozcinając swym srogim głosem powietrze.
- Prawie…, a ty? Gdzie się podziewałeś tyle czasu Madara?
- Musiałem załatwić pewną sprawę. Kończ tą telenowelę. Zbieramy się. Po Wiosce Ukrytej w Liściach nie zostało nawet wspomnienie.
Młody Uchiha pewnym krokiem podszedł do przyjaciela. W jego dłoni lśniła ubrudzona krwią przeciwnika katana. Czarne oczy, za którymi szalał kiedyś cała damska część Konohy wyrażały tylko pustkę.
- Żegnaj Naruto… - powiedział, a kiedy miał zadać ostateczny cios jego katana została zablokowana.

*

Znalazła się w jakimś dziwnym miejscu. Wszędzie było biało. Czuła się jak w próżni. Jej ciało unosiło się w powietrzu. W oddali ujrzała jasne światło i postać w długiej białej sukni. Czyżby już umarła?
„Gdzie… gdzie ja jestem?” – zapytała w myślach.
„ W przedsionku niebios” – usłyszała.
„Ale kim ty jesteś i co ja tu robię?”
„Znasz mnie Sakuro…”
„Ty jesteś Kushina… Kushina Uzumaki…, ale jak to możliwe przecież ty… nie żyjesz… a skoro cię widzę to znaczy, że ja… umieram…”
„Ja już nie żyję, ale ty możesz zmienić swój stan.”
Sceneria otoczenia nagle uległa zmianie. Wokół dziewczyny pojawiły się drzewa owocowe, a stopy dotykały miękkiej trawy. Oczom dziewczyny ukazało się małe jeziorko. Niepewnym krokiem podeszła do niego i usiadła na jego brzegu. Po chwili na wodzie zobaczyła półprzytomnego blondyna. Kilka metrów dalej stało dwóch dobrze jej znanych mężczyzn. Jej źrenice raptownie się zwężyły. Gwałtownie poderwała się z ziemi i podbiegła do stojącej za nią kobiety.
„On nie może zginąć!” – krzyknęła zdesperowana, a w jej oczach pojawiły się łzy.
„Tylko ty możesz mu pomóc.”      
„Ale jak…?”
„Jeszcze nie umarłaś. Możesz wrócić. Decyzja należy do ciebie.”
„Ja… chcę wrócić!”

*

Na polanie kilka kilometrów od Konohy leżało martwe ciało różowo włosej kunoihi. Ostatnie promienie zachodzącego słońca rzucały swe promienie na bladą twarz dziewczyny. Niespodziewanie jej powieki zaczęły drgać, ukazując tym samym zielone tęczówki. Powoli podniosła ręce i zaczęła składać pieczęci. „To moja ostatnia szansa…” – pomyślała. Po chwili wszystkie jej rany zaczęły powoli znikać. Nie czekając, aż wszystko będzie w porządku stanęła na nogi i sprzeciwiając się bólowi ruszyła w północną stronę lasu. Z daleka widziała jak szatyn wyjmuje katanę i idzie w stronę jaj przyjaciela. Szybko podbiegła do walczących i zablokowała ruch czarnookiego.
Nie spodziewał się tego… nie spodziewał się jej… Myślał, że po jego odejściu wyjechała z wioski, a teraz ona stoi przed nim silniejsza i piękniejsza. Nie do wiary, że kiedyś ją ignorował.
- A jednak żyjesz Haruno. Już myślałem, że cię zabiłem. Mam nadzieję, że tym razem nie pokrzyżujesz mi planów…
- Co ty pieprzysz Madara? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że z nią walczyłeś?
- Mówiłem, że zlikwiduję każdego, kto stanie mi na drodze, a teraz rusz się idziemy. Nie ma sensu tracić czas na kogoś, kto jest już martwy. – powiedział mężczyzna i zniknął w kłębach dymu. Młodzieniec spojrzał ostatni raz w oczy dziewczyny, po czym schował broń i zrobił to samo, co wuj.  

Szybko podbiegła do leżącego na ziemi blondyna. Złożyła dłonie w pieczęcie i przyłożyła do jego klatki piersiowej. Rany na ciele mężczyzny zaczęły powoli się goić. Przed jej oczami pojawiła się mgła. Nie miała już siły. Ostatnie, co pamięta to silne ramiona niebieskookiego, które uchroniły ją przed upadkiem.

*

Różowo włosa kunoihi wybiegła z namiotu Hokage. Od walk minęły dwa tygodnie, a mieszkańcy wioski dzielnie prowadzili odbudowę zniszczonych budynków. Biegła prosto przed siebie i nawet nie zauważyła, kiedy dobiegła w miejsce swojej ostatniej walki. Oparła się plecami o drzewo i zsunęła się po nim w duł. Po chwili na jej ramiona opadła ciepła, pomarańczowa bluza.
- Zgódź się. – usłyszała ciepły, dobrze jej znany głos blondyna.
- Ale ja nie nadaje się do tego.
- Sakurcia…, jeśli nie ty to, kto? Zrób to dla Tsunade, wioski… zrób to dla mnie. – powiedział. Przez jej głowę przeleciało milion myśli. Nagle zerwała się z miejsca i pobiegła w stronę wioski. Jak burza wpadła do namiotu 5th.
- Zgadzam się! – krzyknęła, co wywołało uśmiech na twarzy blondynki. – Zostanę Hokage…, ale nie 6th, tyko 7th.
- Ale zaraz, kto w takim razie zostanie 6th? – zapytała, a różowo włosa skinęła głową na niebieskookiego, który właśnie wszedł do pomieszczenia. No tak mogła się tego domyślić.

*

Siedziała na fotelu kurczowo zaciskając dłonie. Spodziewała się, że opowie jej jedną z tych nudnych, łzawych historyjek, które często słyszała w Iwa od służek, ale nie czegoś takiego. Przerażonym wzrokiem spojrzała na narzeczonego, który właśnie kończył opróżniać butelkę sake.
- Miesiąc później wyjechała i nie wiedziałem jej aż do dziś. – powiedział i opuścił pomieszczenie zostawiając tym samym czerwono włosą samą ze swoimi myślami.
Negai