Rozdział
4
„Historia
sprzed lat”
Deszcz,
hektolitry wody uderzały o zawalone budynki. Ludzie siedzący w schronach i
piwnicach czekający na cud. Nie przytomna Hokage leżąca w prowizorycznym
szpitalu po ciężkiej walce. Shinobi błąkający się po ulicach niewiedzący, co
mają robić. Setki martwych ciał, rzeki krwi zmieszanej z błotem. Dwóch
przyjaciół walczących ze sobą na śmierć i życie… dręczące pytania…, dlaczego…?
Uczucia tak sprzeczne, a zarazem tak podobne. Stali naprzeciwko siebie. Tak jak
kilka lat wcześniej w Dolinie Końca. Dwoje ludzi, dwa różne cele, jedna więź…,
co się stanie, kiedy jeden z nich… zginie…?
Miał
już dość czekania. Mógł go zabić pięć lat temu, ale nie zrobił tego. Czemu?
Może po prostu był za słaby, za słaby psychicznie. Dziś znów przed nim stoi i wie,
jakie ma zadanie. Nie zastanawiając się dłużej chwycił rękojeść swojej katany i
ruszył na przyjaciela, który w ostatniej chwili wyjął kunai i zablokował jego
ruch. Kiedy poczuł mocniejsze pchnięcie automatycznie odskoczył do tyłu robiąc
salto w powietrzu miękko lądując na ziemi.
-
Naprawdę chcesz mnie zabić… Sasuke?
*
Nigdy
nie zastanawiała się jak umrze, ale śmierć za coś, co się kocha jest najlepszą śmiercią,
jaką można sobie wymarzyć. Stała lekko pochylona do przodu, a jej poranione
ręce kurczowo trzymały się ud, aby zachować równowagę. Choćby miała zginąć tu i
teraz to nie pozwoli zniszczyć wioski. Jeśli ma odejść z tego świata to razem
ze swoim przeciwnikiem. Powolnym ruchem sięgnęła do kabury i wyciągnęła kilka kunai,
do których przyczepione były karteczki wybuchowe. Szybkim ruchem rzuciła je w
stronę przeciwnika. Wielki wybuch rozniósł się echem po okolicy. Tony kurzu i
ziemi wzbiły się w powietrze ograniczając widoczność walczącym. Uśmiechnęła się
pod nosem. Zyskała trochę czasu. Kiedy miała zacząć składać pieczęci do
wykonania następnej techniki poczuła chłód ostrza na swojej szyi. Dała się
zaskoczyć. Broń powoli zaczęła się zbliżać do jej skóry, a kiedy się z nią
zetknęła zamiast krwi pojawiła się woda. Po dziewczynie została tylko kałuża.
-
Marnujesz czas Haruno! Dobrze wiesz, że Konoha już nie istnieje. Nie masz poco
walczyć. Ukrywanie się nic ci nie da, ale jeśli nie chcesz zginąć… zawsze
możesz się do mnie przyłączyć…
Jego
donośny głos rozniósł się po okolicy uderzając w dziewczynę z podwójną siłą.
NIE! Nie zrobi tego. Nie może zawieść Tsunade, Naruto, wioski… nie może zawieść
samej siebie. Zacisnęła dłonie, po których zaczęła spływać szkarłatna krew. Po
jej policzkach płynęły strumienie łez. Wzięła głęboki oddech uspakajając tym
samym puls. Klęknęła na ziemi i zaczęła kreślić na niej pentagramy. Złożyła
pieczęci i przyłożyła ręce do jednego ze znaków. W stronę jej przeciwnika
poleciały wyłaniające się z pentagramu pnącza.
*
Ogromna
kula ognia leciała w jego kierunku. W ostatniej chwili udało mu się odskoczyć
na bok. Musiał przyznać, że nie spodziewał się tego. Skoczył do tyłu i odbił
się rękami od podłoża, po czym skoczył na najbliższe drzewo unikając tym samym
kilkudziesięciu zatrutych sebon i kunai. Jego ciało zaczęła pokrywać demoniczna
czakra. Po okolicy rozniósł się krzyk pełen bólu i gniewu. W paszczy potwora
zaczęła formować się mała, pomarańczowa kula.
Widział,
co się dzieje z jego przeciwnikiem. Co więcej nie robiło to na nim większego
wrażenia. Na jego ciele zaczęły pojawiać się różne znaki. Uśmiechnął się pod
nosem i odbił mocno od ziemi. Po chwili miejsce, w którym stał wybuchło. Kiedy
opadł kurz można było dostrzec wielką dziurę w ziemi. Zdziwiony blondyn
spojrzał w górę gdzie w powietrzu dzięki ogromnym skrzydłom zawisł czarnooki
składający pieczęcie do wykonania kolejnej techniki. Niebieskooki uważnie
obserwował ruchy przeciwnika. Wszystkie pięć ogonów potwora zaczęło się
rozkładać na boki tworząc tym samym tarczę ochronną przed wielkim, ognistym
smokiem Uchihy.
*
Nareszcie
udało jej się go złapać. Długie pnącza mocno trzymały ciało mężczyzny, na
którego twarzy malował się uśmiech pełen pogardy dla przeciwniczki. Po chwili
nastąpił wybuch niszcząc tym samym pnącza i uwalniając ciało mężczyzny. Przeraźliwy
krzyk przepełniony bólem odbił się echem do pobliskich drzew. Różowo włosa
kunoihi klęczała na kolanach w kałuży własnej krwi.
-
Połączenie umysłu z rośliną. Sprytnie. – zaczął czarnooki podchodząc do
dziewczyny – Zaimponowałaś mi, chociaż wież, co… jesteś żałosna. – dodał, a
ostatnie dwa słowa przywołał do niej przykre wspomnienia. Mężczyzna podszedł do
dziewczyny i kopnął w brzuch, co spowodowało, że przewrócił ją na plecy. –
Mógłbym cię teraz zabić... – powiedział patrząc w jej blado zielone oczy. – ale
nie zrobię tego a wiesz, dlaczego? Bo i tak umrzesz. Wykorzystałaś resztkę
czakry na technikę, która cię zabije. Sayonara Haruno.
Odszedł
zostawiając ją na pastwę losu. Patrzyła na jego plecy do póki nie znikną za
drzewami pobliskiego lasu. Jej serce przestawało po woli bić, z ciała ubywało
coraz więcej krwi, a zielone dotąd wesołe oczy powoli się zamykały.
-
Nienawidzę cie… Uchiha. – szepnęła resztkami sił.
*
Leżał
pół przytomny pod nogami przeciwnika. Nie mógł uwierzyć, że przegrał tę walkę.
Z daleka widział zarys męskiej sylwetki. Jego oczom ukazał się mężczyzna
łudząco podobny do Sasuke. Czarne, krótkie włosy opadały na jego trupio bladą
twarz, a oczy wyrażały wielką kpinę i pogardę.
-
Skończyłeś już? – zapytał nowo przybyły rozcinając swym srogim głosem
powietrze.
-
Prawie…, a ty? Gdzie się podziewałeś tyle czasu Madara?
-
Musiałem załatwić pewną sprawę. Kończ tą telenowelę. Zbieramy się. Po Wiosce
Ukrytej w Liściach nie zostało nawet wspomnienie.
Młody
Uchiha pewnym krokiem podszedł do przyjaciela. W jego dłoni lśniła ubrudzona
krwią przeciwnika katana. Czarne oczy, za którymi szalał kiedyś cała damska
część Konohy wyrażały tylko pustkę.
-
Żegnaj Naruto… - powiedział, a kiedy miał zadać ostateczny cios jego katana
została zablokowana.
*
Znalazła
się w jakimś dziwnym miejscu. Wszędzie było biało. Czuła się jak w próżni. Jej
ciało unosiło się w powietrzu. W oddali ujrzała jasne światło i postać w
długiej białej sukni. Czyżby już umarła?
„Gdzie…
gdzie ja jestem?” – zapytała w myślach.
„
W przedsionku niebios” – usłyszała.
„Ale
kim ty jesteś i co ja tu robię?”
„Znasz
mnie Sakuro…”
„Ty
jesteś Kushina… Kushina Uzumaki…, ale jak to możliwe przecież ty… nie żyjesz… a
skoro cię widzę to znaczy, że ja… umieram…”
„Ja
już nie żyję, ale ty możesz zmienić swój stan.”
Sceneria
otoczenia nagle uległa zmianie. Wokół dziewczyny pojawiły się drzewa owocowe, a
stopy dotykały miękkiej trawy. Oczom dziewczyny ukazało się małe jeziorko.
Niepewnym krokiem podeszła do niego i usiadła na jego brzegu. Po chwili na
wodzie zobaczyła półprzytomnego blondyna. Kilka metrów dalej stało dwóch dobrze
jej znanych mężczyzn. Jej źrenice raptownie się zwężyły. Gwałtownie poderwała
się z ziemi i podbiegła do stojącej za nią kobiety.
„On
nie może zginąć!” – krzyknęła zdesperowana, a w jej oczach pojawiły się łzy.
„Tylko
ty możesz mu pomóc.”
„Ale
jak…?”
„Jeszcze
nie umarłaś. Możesz wrócić. Decyzja należy do ciebie.”
„Ja…
chcę wrócić!”
*
Na
polanie kilka kilometrów od Konohy leżało martwe ciało różowo włosej kunoihi.
Ostatnie promienie zachodzącego słońca rzucały swe promienie na bladą twarz
dziewczyny. Niespodziewanie jej powieki zaczęły drgać, ukazując tym samym
zielone tęczówki. Powoli podniosła ręce i zaczęła składać pieczęci. „To moja
ostatnia szansa…” – pomyślała. Po chwili wszystkie jej rany zaczęły powoli
znikać. Nie czekając, aż wszystko będzie w porządku stanęła na nogi i
sprzeciwiając się bólowi ruszyła w północną stronę lasu. Z daleka widziała jak
szatyn wyjmuje katanę i idzie w stronę jaj przyjaciela. Szybko podbiegła do
walczących i zablokowała ruch czarnookiego.
Nie
spodziewał się tego… nie spodziewał się jej… Myślał, że po jego odejściu
wyjechała z wioski, a teraz ona stoi przed nim silniejsza i piękniejsza. Nie do
wiary, że kiedyś ją ignorował.
-
A jednak żyjesz Haruno. Już myślałem, że cię zabiłem. Mam nadzieję, że tym
razem nie pokrzyżujesz mi planów…
-
Co ty pieprzysz Madara? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że z nią walczyłeś?
-
Mówiłem, że zlikwiduję każdego, kto stanie mi na drodze, a teraz rusz się
idziemy. Nie ma sensu tracić czas na kogoś, kto jest już martwy. – powiedział
mężczyzna i zniknął w kłębach dymu. Młodzieniec spojrzał ostatni raz w oczy dziewczyny,
po czym schował broń i zrobił to samo, co wuj.
Szybko
podbiegła do leżącego na ziemi blondyna. Złożyła dłonie w pieczęcie i
przyłożyła do jego klatki piersiowej. Rany na ciele mężczyzny zaczęły powoli
się goić. Przed jej oczami pojawiła się mgła. Nie miała już siły. Ostatnie, co
pamięta to silne ramiona niebieskookiego, które uchroniły ją przed upadkiem.
*
Różowo
włosa kunoihi wybiegła z namiotu Hokage. Od walk minęły dwa tygodnie, a
mieszkańcy wioski dzielnie prowadzili odbudowę zniszczonych budynków. Biegła
prosto przed siebie i nawet nie zauważyła, kiedy dobiegła w miejsce swojej
ostatniej walki. Oparła się plecami o drzewo i zsunęła się po nim w duł. Po
chwili na jej ramiona opadła ciepła, pomarańczowa bluza.
-
Zgódź się. – usłyszała ciepły, dobrze jej znany głos blondyna.
-
Ale ja nie nadaje się do tego.
-
Sakurcia…, jeśli nie ty to, kto? Zrób to dla Tsunade, wioski… zrób to dla mnie.
– powiedział. Przez jej głowę przeleciało milion myśli. Nagle zerwała się z
miejsca i pobiegła w stronę wioski. Jak burza wpadła do namiotu 5th.
-
Zgadzam się! – krzyknęła, co wywołało uśmiech na twarzy blondynki. – Zostanę
Hokage…, ale nie 6th, tyko 7th.
-
Ale zaraz, kto w takim razie zostanie 6th? – zapytała, a różowo włosa skinęła
głową na niebieskookiego, który właśnie wszedł do pomieszczenia. No tak mogła
się tego domyślić.
*
Siedziała
na fotelu kurczowo zaciskając dłonie. Spodziewała się, że opowie jej jedną z
tych nudnych, łzawych historyjek, które często słyszała w Iwa od służek, ale
nie czegoś takiego. Przerażonym wzrokiem spojrzała na narzeczonego, który właśnie
kończył opróżniać butelkę sake.
-
Miesiąc później wyjechała i nie wiedziałem jej aż do dziś. – powiedział i
opuścił pomieszczenie zostawiając tym samym czerwono włosą samą ze swoimi
myślami.
Negai
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz